To była jesień. Wszędzie pachniało
wrześniem, owocami zebranymi w sadach, kasztanami porozrzucanymi w parkach, a
ziemia mieniła się wszystkimi kolorami leżących na niej liści. Dzieci dopiero
co wróciły do szkoły po wakacjach. Ewa do piątej klasy, Olek do drugiej. Amelka
potrafiła już chodzić, zdążyłeś ją jeszcze nauczyć. Była taka malutka bezbronna
i potrzebowała swojego tatusia. Wszyscy cię potrzebowaliśmy. Zawsze byłeś dla
nas bardzo ważny. Wraz z twoim wyjazdem zabrakło nie tylko ciebie, zabrakło też
mnie, bo nagle dysponowałam mniejszą ilością czasu. Chciałam użyć jakiś
tajemnych mocy i zaczarować ten czas, by doba miała 36 albo najlepiej 48 godzin
. Praca, dom, dzieci. A jak do tego doszło jakieś szkolenie, albo wizyta u
lekarza, lub cokolwiek innego nieplanowanego, cały dom stawał na głowie.
Gdy spoglądam dziś wstecz jestem pełna
podziwu dla siebie, że dałam radę. Pamiętam emocje, które mną targały.
Pamiętam, jak wiłam się niczym piskorz, by zdążyć na czas, by każde z moich
piskląt przytulić, posprzątać chociaż z
wierzchu, by czegoś ważnego nie przegapić. Nagle, bez ostrzeżenia nasze dzieci
same musiały sobie poradzić z odrabianiem lekcji, zaczęły pomagać mi w obowiązkach domowych.
Najgorsze były wieczory. Samotnie
spędzone godziny w pustym, zimnym łóżku. Nie miałam ochoty sama spać, nie mogąc
się do ciebie przytulić. Leżałam godzinami licząc barany, budziłam się co jakiś
czas w nocy zlana potem, jakbym przechodziła odwyk. Czy można się tak uzależnić
od drugiego człowieka? Jeśli tak, to ja właśnie leczyłam się z tego
uzależnienia. Długo nie mogłam pogodzić się z tym, że ciebie z nami nie było,
nie mogłam znieść myśli, że byłeś tysiące kilometrów stąd, niewiadomo dokładnie
gdzie i niewiadomo z kim. Owszem mówiłeś mi o wszystkim, mieszkałeś ze szwagrem
i moją siostrą, jednak świadomość, że czujesz się samotny może jeszcze bardziej
niż ja, podsuwała czarne scenariusze.
Nie wiem dlaczego, wydawało mi
się, że muszę mieć wszystko pod kontrolą, bo przecież wszystko jest ode mnie
zależne. Muszę na wszystko mieć oko i trzymać rękę na pulsie, bo chwila
nieuwagi i znów coś się posypie.
Wydawać by się mogło, że taki natłok
spraw przyśpieszy i tak już pędzący czas. Nie. Dni wlokły się tak wolno, jeden
za drugim. Mieliśmy się zobaczyć dopiero na gwiazdkę. Dzieci też nie umiały się
pogodzić z twoim brakiem. Najtrudniej było to wytłumaczyć Olkowi. Nijak nie
potrafił, a może nie chciał pogodzić się z twoim choć chwilowym, ale jednak
odejściem. Ewa robiła dobrą minę do złej gry. Zawsze robiła wszystko, by nas
zadowolić, więc funkcjonowała. Ogromną tęsknotę zobaczyłam dopiero w jej
ocenach. Nie miała już paska na świadectwie. Przestało jej zależeć. Zamknęła
się w tym swoim pokoju niczym w warownej baszcie i broniła wstępu do niej.
Nawet nie zauważyłam kiedy się tak od siebie oddaliłyśmy. Ona schowała się tam
przede mną nie chcąc przysparzać mi dodatkowych kłopotów swoją osobą. Zniknęła
po prostu, schowała się przed całym światem. Tam jej było dobrze, do dziś
w swoim pokoju w domu w Polsce czuje się
najbezpieczniej. Amelka zdawała się niczego nie rozumieć, ale brak taty też
zaczął jej po jakimś czasie doskwierać. Największą konsternację wywoływała
zaczepiając obcych panów na ulicy. Zawsze sobie jakiegoś upatrywała i wołała:
Tatuś! Tatuś! Poczekaj!
Na początku od razy łzy cisnęły
mi się do oczu. Potem się do tego przyzwyczaiłam. Tego typu zrywy, odruchy stały
się z czasem normą w naszym odmienionym życiu.
Musiałam nauczyć się grać w
piłkę, a Olkowi zawsze było mało poświeconego mu czasu. Nie mogłam tak samo
długo jak przedtem wysłuchiwać jego przydługawych relacji z przeczytanej
książki, obejrzanego filmu, czy wymyślonego kawału.
Czas, którym dysponowałam był
wyliczony, podzielony, skrupulatnie rozplanowany. Mowy nie było o żadnych
przesunięciach.
Wieczorami długo ze sobą
rozmawialiśmy. Potrzebowałam tego. Nie ważne jak wysokie rachunki telefoniczne.
Nie było się jak do ciebie przytulić. „Kocham cię” wypowiedziane przez
słuchawkę musiało mi wystarczyć. W rzeczywistości nie wystarczało.
Kolejne cyfry zasilające nasze
konto bankowe pozwalały jednak odetchnąć z ulgą. Pomału odzyskiwaliśmy
równowagę. Z miesiąca na miesiąc zaczęliśmy się czuć coraz bardziej
bezpiecznie. W kwestiach finansowych wypłynęliśmy na powierzchnię. Poczucie
gruntu pod nogami bardzo uspakajało.
Wszyscy liczyliśmy dni godziny,
minuty dzielące nas od zobaczenia siebie nawzajem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz